poniedziałek, 28 listopada 2011

Sezon uważa się za rozpoczęty :)

W ostatni weekend moja rodzina zainaugurowała sezon narciarski, zatem uroczyście uważam go za rozpoczęty! Coś wspaniałego, jazda na nartach, gdy wszędzie wokoło jeszcze zielona trawa. Na szczęście cywilizacja wymyśliła cos tak mądrego jak armatki śnieżne i można cieszyć się białym szaleństwem nawet wtedy, gdy meteorolodzy jeszcze śniegu nie przewidują :) Wszystkim gorąco polecam. Jest to coś dla ciała i dla ducha, gdyż doskonale poprawia humor :)


Szkoda tylko, że takich tras zjazdowych jak na zdjęciu powyżej (zdjęcie z netu) u nas w Polsce nie ma, ale może kiedyś się doczekamy :)


sobota, 19 listopada 2011

Nie lada wyzwanie.

W ostatnim czasie stałam się szczęśliwą posiadaczką "domku letniskowego", a jeśli idzie o ścisłość, to jest to raczej mieszkanie "letniskowe" w pewnym turystycznym mieście Polski. Mieszkanie jest w stanie deweloperskim i mam przed soba nie lada wyzwanie, aby go urządzić tak, żyby wszyscy byli zadowoleni. Postępy z prac będę skrupulatnie dokumentować :) A to kilka fotek mojego nabytku.











poniedziałek, 7 listopada 2011

Szok.

Wiele razy słyszymy o przerzucaniu odpowiedzilności na innych w sytuacjach trudnych, lub potencjalnie niebezpiecznych. Powstała nawet ostatnio taka akcji zwykły bohater, czy coś podobnego. Zawsze się nam wydaje, że my to byśmy zareagowali inaczej i nie pozostali obojętni.
W sobotę byłam uczestnikiem (wraz z mamą) trudnej sytuacji, a uczestnikiem drugiej był mój ślubny również z mamą. I tu doznałam lekkiego szoku. Ale do rzeczy i po kolei.
Wieczorem wracając do domu samochodem, zobaczyłam dwóch mężczyzn wsiadających do samochodu. Jeden z nich na pewno był pod wpływem alkoholu i to dosyć mocnym wpływem, natomiast, co do drugiego miałam pewne wątpliwości. Nie wiem czy jego chwiejny krok wynikał z opierającego sie na nim współtowarzysza, czy może sam również był pod pewnym wpływem. Jednak nie mając pewności, zatrzymałam się kawałek dalej na poboczu, żeby szanowny delikwent przejechał sobie obok mnie, abym jadąc za nim mogła zaobserwować jego zdolności do kierowania samochodem. Na co moja mama, zreagowała dość nerwowo, że jadę z dziećmi i żebym się nie narażała. Szczerze mówiąć nie wiem czym mogłam się narazić, ale pod wpływem ogólnie napiętej sytuacji i nacisków ze strony mamy odjechałam, pozostawiając niepewnego delikwenta w tyle. Teraz zapewne w przeciwieństwie do niego, ja mam moralniaka:(
Druga sytuacja miała miejsce ok godziny później. Przed moim domem na chodniku leżał człowiek. Z sąsiedzkiego doświadczenia wiemy, że był pijany, jednak równie dobrze mogło mu się coś stać. Moja mama wyjeżdżając z domu z moim ślubnym, zauważyła go, jednak znów kierowana bliżej nie okreslonym powodem nie zadzwoniła po żadne służby. Jednak na szczęście zatrzymał się inny samochód i poratował nieszczęśnika. Tę historię znam z opowiadania mojego męża, bo tym razem na pewno nie umyłabym rąk.
Dlatego przy tej okazji chcę podczytywaczom przedstawić historię małej dziewczynki, potrzebującej pomocy. Gdyż nigdy nie można przerzucać odpowiedzialności na innych, gdyż wszystko, czego jesteśmy świadkami nas również dotyczy.

sobota, 22 października 2011

Wypieki

Muszę sie przyznać, że moje wejście w wirtualny świat wspaniałych blogów wnętrzarskich, kucharskich itp. bardzo pozytywnie odbiło się na moim zyciu domowym. Do tej pory średnio interesowało mnie jakie mam meble, kolor ścian i jakie obrazki na nich wiszą. Byle nie było to szpecące i w miarę estetyczne. Co do gotowania, to karmiła nas mama, a o pieczeniu to nie było mowy. Dwie lewe ręce :) Ale czytanie tych wszystkich blogów wjechało mi nieco na ambicję :) O inspiracji do zmiany mieszkania pisałam w pierwszym poście. Jeśli zaś chodzi o gotowanie i pieczenie to zmiany zawdzięczam blogowi Desperate Housewife. Jestem oczarowana poczynaniami jego autorki :)
Moim pierwszym w zyciu wypiekiem był tort tiramisu na 30 urodziny mojego męża. Przepis znalazłam na blogu Moje Wypieki. Dokładny przepis znajdziecie TUTAJ. Móje dzieło co prawda nie wyglądało tak wspaniale, ale był to mój pierwszy w życiu tort i jestem z niego dumna. Smakował natomiast super :)


Wczoraj upiekłam super ciasto limonkowo-kokosowe. Przepis i pierwotne wykonanie znajdziecie TUTAJ na blogu Desperate Housewife.
A to są moje poczynania, niestety nie takie efektowne jak Małgosi :)
















Smakowało super. Polecam :)

piątek, 21 października 2011

I po remoncie

Od dłuższego czasu "chodził" za mną chociaż malutki remoncik. Chciałam przynajmniej odrobinę zmienić w tym moim domku. I tak dręczyłam tego mojego ślubnego i dręczyłam aż uległ i przemalował mi przedpokój. Niestety na nic więcej nie udało mi się go namówić. Obiecane mam za to jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia zmianę frontów w szafkach kuchennych na wytęsknione białe :).
W tym moim przedpokoju to dużego pola do popisu to nie ma, bo to taka wąska kiszka i nie ma miejsca ani na szafeczkę, ani na kosolkę. Jedynie działać można na ścianach.
Przez 8 lat mój przedpokój był taki wściekły czerwony :)



Tak wyglądał w trakcie malowania :)




Tak po malowaniu :)




A tak w ostatecznej wersji, czyli obecnej :) Tylko tak szczerze mówiąc to nie jestem tak do końca z niego zadowolona. Coś bym tam jescze dołożyła. Pomijając oczywiście drzwi, które są do wymiany, ale muszą czekać na swoją kolej :) Tak na marginesie to te moje kremowe drzwi wyglądały jednak lepiej przy tej czerwieni, bo teraz wyglądają jak żółte ;)












środa, 19 października 2011

Alarm przeciwpożarowy

Ostatnio bardzo się zaniedbalam z moim pisaniem, ale tak jakoś wyszło. Chciałam zamieścić troszkę zdjęć z moich mieszkaniowych zmian, ale zazwyczaj kończyło się na chęciach. Bo albo baterie w aparacie rozladowane, albo jeszcze szczegóły nie dopracowane, albo kabel zaginął, albo tysiąc innych powodów. Kończy się na tym, że dzisiaj zdjęć teżnie będzie. Może next time ...
Wczoraj przeżyłam w pracy alarm przeciwpożarowy i obyłoby się bez nerwów, gdyby nie bezmyślność koleżanki. Usłyszawszy straszny huk alrmu, porwałam torebkę, płaszcz i krzyknęłam, że ja wychodzę, bo nie mam zamiaru się usmażyć w imięwyższych celów, bo kto moje dzieci wychowa?! Szefowa również się pozbierała i wzięłyśmy nogi za pas. Będąc już na schodach usłyszłaśmy kolejną serię syren i wentylatorów. Takiego przyśpieszenia to jeszcze nigdy nie dostałam :) Będąc już w bezpiecznym miejscu okazało się, że uciekłyśmy tylko my, a dwie inne osoby zostały! Capnęłam za telefon i dzwonie, a oni na to że im nikt nie powiedział, że trzeba uciekać! No czy ja jestem głupia, czy to znimi jest coś nie halo! Przecież nikt normalny słysząc alarm, nie czeka na telefon, aż przełożony zadzwoni, żeby uciekać. No brak mi słów. Jeśli mogę jeszcze zrozumieć, że kawaler to w sumie może nie mieć powodu, żeby się ratować, to matki czwórki dzieci nie zrozumiem nigdy!
Na szczęście alarm okazał się pomyłką i wszyscy spokojnie wróciliśmy do pracy :) Ale oczywiście bez spięć się nie obeszło.

poniedziałek, 12 września 2011

Ta ostatnia niedziela

Jeśli wierzyć mądrym ludziom w telewizji to wczoraj była ostatnia letnia niedziela. Grzechem byłoby taki dzień zmarnować. Więc wybraliśmy się rodzinnie na wycieczkę (czyt. spacer) do Doliny Kościeliskiej. Krótka była bo ile można iść z wózkiem i małymi brzdącami (zwłaszcza starszym) i słuchać "a daleko jeszcze? ja chce do domu". Mój Panicz dreptał raźnie środkiem drogi, nie zwracając na nikogo uwagi, za to wzbudzjąc powszechne zainteresowanie zmuszając wszelakich turystów do omijania jego niewielkiej osoby. Zbierał także pochwały za wytrwałość, jak również był dawany za przykład marudzącym nieco starszym od siebie turystom.


Po wycieczce nieco zmęczeni i głodni rozpaliliśmy ognisko i smażyliśmy kiełbaski. Ale takie prawdziwe, a nie jakieś tam podróby z grila.






I tak oto zakończyliśmy sezon letnio wakacyjny. Chyba że pogoda jeszcze nas pozytywnie zaskoczy...


Jeszcze na koniec zdjątko mojego nabytku, o którym wspominałam w poprzednim poście. To dopiero początek kolekcji bo zamierzam nabyć całą tę ślicznościową zastawę.


Pozdrawiam wszystkich podczytywaczy.